1 marca przypada Narodowy DzieĂą PamiĂŞci „ÂŻoÂłnierzy WyklĂŞtych”. Mieszkaniec Podkarpacia 87 – letni pÂłk Kazimierz Paulo, pseudonim „SkaÂła”, jest ostatnim ÂżyjÂącym dowĂłdcÂą 5. kompanii Zgrupowania Partyzanckiego „BÂłyskawica”, ktĂłrym dowodziÂł mjr JĂłzef KuraÂś, czyli legendarny „OgieĂą”.
Jestem ostatnim „Ogniowcem”. „KaÂżdÂą czÂąstkĂŞ ciaÂła miaÂłem zmasakrowanÂą. Wybili mi wszystkie zĂŞby i powyrywali paznokcie” – mĂłwi ze Âłzami w oczach.
Rodzina Kazimierza Paulo pochodzi z Kresów Wschodnich. Jego dziadek s³u¿y³ w I Brygadzie Legionów Polskich, a po demobilizacji zaj¹³ siê ogrodnictwem. Ojciec pana Kazimierza, Józef, by³ leœniczym w Fundacji Lasów Paùstwowych. Jego syn przyszed³ na œwiat w dniu 17 stycznia 1925 roku w Dobrzanach w powiecie Gródek Jagielloùski. Pan Kazimierz zwi¹zany jest jednak kombatanck¹ przesz³oœci¹, miejscem zamieszkania i prac¹ zawodow¹ z Podkarpaciem.
Przedwojenne dzieciùstwoW wieku 5 lat ch³opczyk trafi³ na wychowanie do siostry matki, Ludwiki, która mieszka³a w Turaszówce pod Krosnem. Mê¿em ciotki by³ Austryjak Hugo Czapp, budowniczy i kierownik gazoliniarni w Turaszówce. Krewnym dziecka bardzo dobrze siê powodzi³o. Rodzice pana Kazimierza, by zapewniÌ mu lepsz¹ przysz³oœÌ, zdecydowali siê oddaÌ synka na wychowanie bezdzietnemu ma³¿eùstwu.
Ma³y Kaziu edukacjê rozpocz¹³ w siedmioklasowej szkole w Potoku, do której musia³ doje¿d¿aÌ z Turaszówki.
– PamiĂŞtam, Âże dostaÂłem wtedy rower. W tamtych czasach byÂł to ewenement, bo rowery byÂły bardzo drogie – wspomina mĂŞÂżczyzna.
Po wybuchu wojny edukacj¹ wychowanka zaj¹³ siê wuj, który by³ doktorem chemii i cz³owiekiem gruntownie wykszta³conym.
– Wuj nie daÂł mi zbijaĂŚ bÂąkĂłw – Âśmieje siĂŞ pan Kazimierz.
– Zacz¹³ mnie uczyĂŚ, przede wszystkim matematyki i jĂŞzyka niemieckiego, bo sam znaÂł cztery jĂŞzyki.
JuÂż wtedy chÂłopiec wstÂąpiÂł do harcerstwa. Na poczÂątku wojny razem z kolegami miaÂł za zadanie nasÂłuchiwaĂŚ warkotu samolotĂłw. Gdy zbliÂżaÂły siĂŞ niemieckie maszyny telefonicznie dawaÂł znaĂŚ na lotnisko w KroÂśnie, Âże zaraz bĂŞdzie nalot.
– ByliÂśmy Âżywymi nasÂłuchami, bo pierwszy nalot kompletnie wszystkich zaskoczyÂł. PoszÂła pogÂłoska, Âże bĂŞdzie prĂłbny przelot polskich ÂŁosi, a okazaÂło siĂŞ, Âże to byÂły samoloty niemieckie lecÂące ze SÂłowacji – wspomina pan Kazimierz.
W 1940 roku mÂłody czÂłowiek zostaÂł przyjĂŞty do pracy w gazoliniarni w TuraszĂłwce na stanowisku: ekspedytor gazoliny. Praca byÂła prosta. ChÂłopak napeÂłniaÂł paliwem beczkowozy, ktĂłre nastĂŞpnie wiozÂły gazolinĂŞ na bocznicĂŞ kolejowÂą do Polanki. Tam przeÂładowywano jÂą do wagonĂłw. Odbiorcami byli Niemcy.
Pilot wciÂąga chÂłopca w konspiracjĂŞSÂąsiadem wujostwa byÂł pilot por. JĂłzef Domaniecki, ktĂłry w czasie wojny obronnej 1939 roku zostaÂł ranny. Harcerz byÂł pod jego ogromnym wpÂływem.
– W 1941 roku, gdy wybuchÂła woja z ZSRR porucznik zaproponowaÂł mi, Âżebym pojechaÂł do MostĂłw Wielkich.
– Tam miaÂł na mnie czekaĂŚ jeden czÂłowiek – opowiada pan Kazimierz.
17 – latek miaÂł odebraĂŚ jakieÂś zawiniÂątko, wsi¹œÌ do wagonu i porzuciĂŚ pakunek w kÂącie przedziaÂłu.
– DomyÂślaÂłem siĂŞ, co tam byÂło, ale nie zaglÂądaÂłem do Âśrodka – przyznaje byÂły ÂżoÂłnierz.
Wyprawa skoĂączyÂła siĂŞ pomyÂślnie. ChÂłopak wrĂłciÂł caÂło i zdrowo do domu, a przesyÂłka trafiÂła do rÂąk konspiratorĂłw.
Wpadka i wywózkaKilka miesiêcy póŸniej dosz³o do drugiej wyprawy, ale tym razem jej fina³ by³ zgo³a inny.
– W Stajach byÂła rewizja – wspomina pan Kazimierz.
– Jeden z UkraiĂącĂłw zainteresowaÂł siĂŞ le¿¹cym w kÂącie wagonu zawiniÂątkiem. Rozwin¹³ je i wysypaÂła siĂŞ amunicja, a Âże byÂłem jedynym mĂŞÂżczyznÂą wÂśrĂłd jadÂących bab, podejrzenie od razu padÂło na mnie. UkraiĂący wysadzili mnie z pociÂągu i oddali w rĂŞce NiemcĂłw. Wywieziono mnie na przymusowe roboty do Bitterfeld w Saksonii. Rodzina nie miaÂła pojĂŞcia, co siĂŞ ze mnÂą staÂło.
Polak pracowaÂł w zakÂładzie poÂłoÂżonym w lesie, na dodatek ukrytym pod ziemiÂą.
– Nie wiedzieliÂśmy, co to byÂł za zakÂład. MaskowaliÂśmy teren i sadziliÂśmy wokó³ niego drzewa. PonoĂŚ Niemcy robili tam czĂŞÂści zamienne do V2 – podejrzewa pan Kazimierz.
Warunki w zakÂładzie byÂły bardzo ciĂŞÂżkie. Ludzie marli z gÂłodu i wycieĂączenia, ale na szczĂŞÂście Polak nie spĂŞdziÂł tam duÂżo czasu. Jeden ze straÂżnikĂłw wyprowadziÂł go cichaczem i„sprzedaÂł” niemieckiemu bauerowi, ktĂłry w czasie Âżniw potrzebowaÂł rÂąk do pracy.
W gospodarstwie w Kessen pracowali sami jeĂący wojenni. – Mnie teÂż tak traktowano. MiaÂłem, wiĂŞc pewne przywileje – zaznacza mĂŞÂżczyzna.
Na boso dotarÂłem do TuraszĂłwki
W gospodarstwie Polak przebywa³ do 1945 roku. Na widok ¿o³nierzy amerykaùskich pan Kazimierz opuœci³ gospodarstwo. Na odchodne dosta³ od Niemców ubranie i kolaskê. Razem z nim w podró¿ na wschód wyruszy³ Rosjanin, który trafi³ do gospodarstwa pod koniec wojny.
– Po drodze spotkaliÂśmy jeĂącĂłw francuskich, ktĂłrzy wracali na zachĂłd. Powiedzieli, Âże za nimi idÂą Rosjanie. Radzili, by wracaĂŚ na zachĂłd, bo na wschodzie jest piekÂło Nie posÂłuchaÂłem ich – pan Kazimierz zawiesza gÂłos. – Szybko przekonaÂłem siĂŞ, Âże dla bolszewikĂłw czÂłowiek nic nie znaczy…
NiedÂługo potem wĂŞdrowcy natknĂŞli siĂŞ na ÂżoÂłnierzy radzieckich.
– Zabrali nam konia i kolaskĂŞ. Rosjanin zacz¹³ protestowaĂŚ. Wtedy przyszedÂł „enkawudzista” i bez namysÂłu strzeliÂł mu w gÂłowĂŞ. ByÂłem jak sparaliÂżowany. Zabrali mi buty, ktĂłre dostaÂłem od syna wÂłaÂściciela gospodarstwa i puÂścili wolno. Na boso dotarÂłem do TuraszĂłwki.
Milicjant schodzi do podziemiaDom krewnych byÂł pusty. Ciotka z wujem uciekli przed bolszewikami do Austrii. Budynek zostaÂł caÂłkowicie rozszabrowany. Nie byÂło w nim nawet okien.
– Nie miaÂłem tam co szukaĂŚ. ByÂłem caÂłkowicie sam. ZwrĂłciÂłem siĂŞ, wiĂŞc o pomoc do ZdzisÂława Bajgera, ktĂłry byÂł naczelnym inÂżynierem w Towarzystwie Naftowym „Karpaty”. Pan inÂżynier kazaÂł mi siĂŞ zgÂłosiĂŚ na komendĂŞ MO, Âżeby mnie dalej pokierowali, ale oni dali mi pracĂŞ. WkrĂłtce obj¹³em funkcjĂŞ szefa posterunku MO w WĂŞglĂłwce. Wtedy kierownikiem kopalni WĂŞglĂłwka byÂł Zygmunt DÂąbski, ktĂłry zwiÂązany byÂł z podziemiem. ÂŻyliÂśmy ze sobÂą bardzo dobrze. WkrĂłtce DÂąbski nabraÂł do mnie zaufania. JesieniÂą 1945 roku zwrĂłciÂł siĂŞ do mnie z proÂśbÂą, bym przewiĂłzÂł w okolice Zakopanego przedwojennego majora. ZgodziÂłem siĂŞ, bo miaÂłem potrzebne dokumenty. W trakcie podró¿y pociÂągiem NKWD sprawdzaÂło nas kilka razy, ale miaÂłem naprawdĂŞ „mocne” papiery. WysiedliÂśmy na stacji w Lasku. Tam czekali na nas kolejarze. PadÂło hasÂło, ktĂłre usÂłyszaÂłem. Ta wiedza póŸniej bardzo mi siĂŞ przydaÂła. DotarliÂśmy z „Marianem”, bo tak kazaÂł nazywaĂŚ siĂŞ Ăłw major do Ochotnicy GĂłrnej. Na spotkanie wyszli do nas trzej ÂżoÂłnierze. Jednym z nich byÂł „OgieĂą”. Padli sobie z „Marianem” w objĂŞcia. Major pozostaÂł z „Ogniem”, a ja wrĂłciÂłem do WĂŞglĂłwki. Na poÂżegnanie „OgieĂą” mi powiedziaÂł: jeszcze siĂŞ spotkamy.
W WĂŞglĂłwce mÂłody komendant wzi¹³ siĂŞ do budowy szpitalika leÂśnego na MaÂłej Krasnej. – W tym czasie „WoÂłyniak” nadaÂł mi pseudonim „ÂŻar”.
MarzyÂłem, by do³¹czyĂŚ do „Ognia”W 1946 roku oddziaÂł majora Antoniego ÂŻubryda spacyfikowaÂł posterunki MO w Korczynie i okolicy. WĂŞglĂłwkĂŞ ocaliÂł.
– „ÂŻubrydowcy” wymalowali tylko na Âścianach hasÂła urÂągajÂące wÂładzy ludowej – Âśmieje siĂŞ pan Kazimierz.
– Ja wycofaÂłem siĂŞ z komisariatu. Gdy po 3 dniach wrĂłciÂłem dostaÂłem wezwanie na UB w KroÂśnie. ZaniepokoiÂło ich, Âże wszystkie komisariaty zostaÂły rozbite, tylko nie mĂłj. JakoÂś siĂŞ z tego wywin¹³em. PuÂścili mnie wolno, ale juÂż wiedziaÂłem, Âże jestem skoĂączony.
20 – letni komendant wkrĂłtce zostaÂł ostrzeÂżony przed aresztowaniem.– ZabraÂłem wszystkie karabiny maszynowe z posterunku. ZaproponowaÂłem kolegom, by siĂŞ do mnie przy³¹czyli. W las poszÂło nas szeÂściu chÂłopakĂłw. Przy³¹czyÂłem siĂŞ do oddziaÂłu „MÂściciela”, ale caÂły czas marzyÂłem o tym, by do³¹czyĂŚ do ”Ognia” – opowiada pan Kazimierz.
Trzeba dotrwaĂŚ do wyborĂłwW zimie z1945 na 1946 rok oddziaÂł „MÂściciela” zostaÂł okr¹¿ony przez NKWD. Pan Kazimierz z 12 ludÂźmi wydostaÂł siĂŞ z okr¹¿enia. PostanowiÂł wyruszyĂŚ na Podhale.
– DotarliÂśmy do Lasku, a stamtÂąd bez problemĂłw do „Ognia”, bo znaÂłem hasÂło – przypomina byÂły ÂżoÂłnierz.
– ZostaÂłem dowĂłdcÂą 5 kompani Zgrupowania Partyzanckiego „BÂłyskawica. „OgieĂą” nadaÂł mi wtedy pseudonim „SkaÂła”.
Kompania „SkaÂły” dziaÂłaÂła samodzielnie pod LimanowÂą, ale w ÂścisÂłej wspó³pracy z „Ogniem”.– CodziennoœÌ byÂła niezwykle ciĂŞÂżka. CiÂągÂłe potyczki i walka o byt. Po ciĂŞÂżkich bojach pod LimanowÂą , nie majÂąc juÂż Âżadnych szans na obronĂŞ, wycofaliÂśmy siĂŞ pod MakĂłw PodhalaĂąski. Tam zostaÂłem ranny. WydawaÂło siĂŞ, Âże trzeba bĂŞdzie amputowaĂŚ nogĂŞ, ale nie pozwoliÂłem. ZwrĂłciÂłem siĂŞ do „Ognia”, z pytaniem, co mam robiĂŚ. PrzekazaÂł mi informacjĂŞ: Niech ciĂŞ niosÂą, ale wyprowadÂź ludzi z tego kotÂła. JakoÂś zdoÂłaÂłem siĂŞ przebiĂŚ i po³¹czyÂłem siĂŞ z oddziaÂłem „Tarzana”. WspĂłlnie przedarliÂśmy siĂŞ w kierunku GorcĂłw. Kto chciaÂł przejœÌ przez „zielonÂą granicĂŞ”, ten przeszedÂł. Ja juÂż nie daÂłem rady. PoradziÂłem „Ogniowi” Âżeby zrobiÂł to samo, ale on ciÂągle powtarzaÂł, Âże trzeba dotrwaĂŚ do wyborĂłw, bo one odbĂŞdÂą siĂŞ pod kontrolÂą Âświata…
Na leczenie dowĂłdca 5 kompani wrĂłciÂł do leÂśnego szpitalika. Po wyzdrowieniu ujawniÂł siĂŞ korzystajÂąc z dekretu o amnestii.
– Wszystko byÂło skoĂączone. „OgieĂą” juÂż nie ÂżyÂł. DostaÂłem pracĂŞ na kopalni i oÂżeniÂłem siĂŞ – mĂłwi o swoich losach partyzant.
Dwa dni narodzinach cĂłrki do domu „Ogniowca” przyjechali funkcjonariusze NKWD. Pan Kazimierz po aresztowaniu rok przebywaÂł areszcie. O Âśledztwie, jakie przeszedÂł, jeszcze dzisiaj mĂłwi z trudnoÂściÂą.
– KaÂżdÂą czÂąstkĂŞ ciaÂła miaÂłem zmasakrowanÂą. Wybili mi wszystkie zĂŞby i powyrywali paznokcie – mĂłwi ze Âłzami w oczach.
Wyrok: kara Âśmierci bez prawa ÂłaskiGĂłrnicy z Kopalni WĂŞglĂłwka wystÂąpili jednak z petycjÂą do BolesÂława Bieruta, by uÂłaskawiÂł skazaĂąca.
– Podpisali wszyscy, nawet partyjni – dziwi siĂŞ byÂły wiĂŞzieĂą.
Po petycji odbyÂła siĂŞ rewizja nadzwyczajna procesu KarĂŞ Âśmierci zamieniono na 15 lat wiĂŞzienia. OdsiedziaÂł jÂą we Wronkach.– ÂŻona caÂły czas na mnie czekaÂła. CiĂŞÂżko jej byÂło, ale dziĂŞki pomocy kopalni, w ktĂłrej pracowaÂła, jakoÂś przetrwaÂła – mĂłwi mĂŞÂżczyzna.
Podczas odbywania kary pana Kazimierza raz przywieziono w rodzinne strony. PowoÂłano go jako Âświadka w sprawie poÂżaru na kopalni, gdyÂż przed aresztowaniem byÂł szefem kopalnianej Ochotniczej StraÂży PoÂżarnej.
Do Krosna konwojowaÂło go szeÂściu milicjantĂłw.– MiaÂłem kajdany na nogach i rekach. Tak zobaczyli mnie robotnicy z WĂŞglĂłwki, ktĂłrzy akurat wtedy wychodzili z kopalni. To byÂła, pamiĂŞtam, brygada budowlana WÂładysÂława Mroza. Co tam siĂŞ zaczĂŞÂło dziaĂŚ! Krzyczeli do tych milicjantĂłw. Po chwili tÂłum ludzi siĂŞ zebraÂł. WĂłr papierosĂłw mi kupili i chcieli wcisn¹Ì milicjantom. Konwojenci wzbraniali siĂŞ, ale jak ludzie do nich skoczyli, to wziĂŞli te papierosy – pan Kazimierz jeszcze dzisiaj uÂśmiecha siĂŞ na te dowody sympatii i wspó³czucia.
Zapluty karzeÂł reakcji wraca na kopalniĂŞ
W wiĂŞzieniu we Wronkach pan Kazimierz przesiedziaÂł 7 lat. – W 1956 roku wyszedÂłem na wolnoœÌ, ale jaka to byÂła wolnoœÌ! – macha rĂŞkÂą mĂŞÂżczyzna.
– W dalszym ciÂągu byÂłem zaplutym karÂłem reakcji. Na okres 5 lat pozbawiono mnie praw obywatelskich.
Wtedy z pomocÂą Kazimierzowi Paulo przyszedÂł
in¿. Ireneusz Malarski. Dziêki niemu by³y wiêzieù dosta³ pracê na kopalni. Pracowa³ jako zapinacz na nowej kopalni Wêglówka1. Nie mia³ tam ³atwego ¿ycia, wiêc Malarski wzi¹³ go do pracy w biurze zaopatrzenia. Pod jego skrzyd³ami pan Kazimierz pracowa³ a¿ do stanu wojennego. W 1982 roku przeszed³ na emeryturê.
III RP uhonorowaÂła „ÂŻoÂłnierza WyklĂŞtego” wieloma odznaczeniami i medalami, w tym Orderem Polonia Restituta, nadanym w 2006 roku przez
prezydenta Lecha KaczyĂąskiego. Paradoksalnie, tytuÂł „Weterana o WolnoœÌ i NiepodlegÂłoœÌ Ojczyzny” w 2001 nadaÂł mu
premier Leszek Miller, pisz¹c, ¿e w latach walki zbrojnej z najeŸdŸcami, z honorem pe³ni³ ¿o³niersk¹ powinnoœÌ.
Pan Kazimierz, mimo, Âże ma juÂż swoje lata, jeÂździ co roku na Rajd Szlakiem ÂŻoÂłnierzy WyklĂŞtych mjr. JĂłzefa Kurasia.
– PĂłki jeszcze ÂżyjĂŞ… – mĂłwi.
Patrz¹c wstecz na swoje ¿ycie niczego nie ¿a³uje. Gdyby dzisiaj trzeba by³o walczyÌ o Ojczyznê, znowu wzi¹³by broù do rêki.
– Có¿ jest warty narĂłd, ktĂłry sprzedaje swojÂą wolnoœÌ bez jednej kropli krwi? – pyta ostatni „Ogniowiec”.
ÂźrĂłdÂło:
http://esanok.pl/2013/jestem-ostatnim-%E2%80%9Eogniowcem%E2%80%9D.html - Dorota MĂŞkarska